Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Telesfor (patrząc w szachy). A niech go nie znam, a to mi dojechał! (nuci). Jak okropne przeznaczenie, ram, tam, tam, tam, tam, tam, ram, tam, tam, tam, tam, tam — takie losu odmienienie — ram — (resztę bębni palcami).
Władysław (zwracając się do Janiny). Czy mi się zdawało duszyczko, że przed chwilą coś chciałaś odemnie.
Janina. Rychło w czas sobie przypomniałeś.
Władysław. No, nie gniewaj się duszyczko, widzisz byłem tak zajęty.
Janina. E, nudni jesteście z temi waszemi szachami; jak się zagracie, to dogadać się z wami nie można.
Władysław. Ze mną możesz mówić, ile ci się tylko podoba. Mnie to wcale nie przeszkadza, ja mogę wygodnie grać i rozmawiać.
Janina. Albo to prawda.
Władysław. Jak cię kocham. No siadaj — siadaj — tu bliżej — (Janina przesiada się na drugi koniec kanapy, bliżej Władysława). Nie wiem, czy ci mówiłem, że wychodząc z biura spotkałem Malwinkę.
Janina. Więc już wróciła?
Władysław. Tak, i kazała ci powiedzieć...
Telesfor. E! cóż ty mnie straszysz jakiemiś tam szachami, kiedy ty przecież nie możesz ruszyć konia.
Władysław. A to dlaczego?
Telesfor No, bo odsłaniasz swego króla.
Władysław. Prawda, gdzież ja miałem oczy?
Telesfor (tryumfująco). A! (nuci). Chciało się Zosi jagódek, kupić ich za co nie miała (mówi). Teraz ty się broń od mata.