Strona:PL Michał Bałucki-Zaklęte pieniądze.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest tak zwana izba piekarska, która w porze letniej, gdy świetlice wynajmuje się gościom, służy za mieszkanie całej rodzinie góralskiéj. Tam oni siedzą, warzą i jedzą, a sypiają wtedy w szopie na sianie.
W téj chwili z izby piekarskiéj dolatywały mnie urwane tony strojonych skrzypców i głosy piszczałek, na których dzieci Tereski niemiłosiernie wygwizdywały. Nie mogłem usnąć, więc poszedłem tam. Koło pieca, na którym warzyła się wieczerza, stała Tereska i dużą łyżką mięszała mąkę na kluski; tuż przy ogniu siedziała córeczka jéj Kasia i grzała bose nóżki, a dziadek siedział przy niéj i przez okulary w rogowéj oprawie czytał zatłuszczoną jakąś książkę. Jędrek zaś leżąc na łóżku popychał od czasu do czasu jedną nogą kołyskę wiszącą nad nim na żerdzi i kołysał do snu najmłodszego syna.
— A wy co czytacie? — spytałem dziada.
— Sennik, panie — odrzekł stary, zdejmując okulary.
— A to na co?
— Jak to na co? czy to nie wiecie, na co sennik? Żeby sen wytłumaczyć i wiedzieć, jaki numer postawić na loteryi.
— A czy to religia pozwala wierzyć w sny?
— A czemu nie? To przecie sny, jak wszystko, od Pana Boga pochodzą, a są tacy ludzie, którym Pan Bóg daje moc cudowną odgadywania snów, jak Józefowi Egipskiemu.
— Albo temu, co pisał tę książkę.
— A kto wie? Może on to ma od Pana Boga. Inaczéjby nie drukował przecie.
Wiedziałem, że nie przekonałbym starego o fałszy-