Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzieci widząc to, całowały go po rękach, jak swego dobrodzieja i tuliły się do niego. Tak go polubiły, że umyślnie nie kładły się wcześniej spać, aby doczekać się jego powrotu, tem więcej, że nigdy nie wracał z próżnemi rękoma i co wieczór przywoził im to cukierki, to zabawkę jaką.
Były to drobnostki niewielkiej wartości, ale dzieciom sprawiały niesłychaną uciechę, na co patrząc Hulatyński, doznawał błogiego uczucia zadowolenia, że tak małemi środkami można sprawić tyle radości i szczęścia.
Zaczął cenić wartość drobnych pieniędzy, gdy się przekonał, że one dawały mu częstokroć więcej przyjemności, niż grube sumy wyrzucane dawniej na hulanki i szalone rozrywki.
Każdego dnia wracał do domu do tych trojga istot, które go oczekiwały z upragnieniem, jakby do rodziny; było mu w towarzystwie prostej ale uczciwej kobiety i tych dwojga dziatek ciepło i miło. Kiedy po kolacyi zabrała się Tomaszowa do mycia naczynia, odmawiając przytem półgłosem pacierze, a on z dziećmi, usunąwszy się w ciemny kąt izby, siedział, gaworząc, opowiadając im różne historyjki lub słuchając ich szczebiotania, czuł się tak szczęsliwym w tym małym światku, do którego mimowoli los go wepchnął, że nie mieniałby się na dawne życie. Z każdym dniem nabierał więcej zamiłowania do rodzinnego życia. Dotąd dom był dla niego tylko wypoczynkiem po hulankach, ozdobnie umeblowane pokoje nie miały mocy zatrzymać go na dłużej, nudził się w nich i coprędzej wychodził, szukając zabawy i towarzystwa. Teraz zaś, choć mieszkał w skromnej bielonej izbie, z