Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mógł wprawdzie, rzuciwszy pychę z serca, udać się o pomoc do tych, których sam nieraz wspomagał, żądać od tych, których żywił, aby jego teraz żywili, ale za dumnym był na to. Lubił wyświadczać łaski drugim, ale nie zdecydowałby się nigdy żyć na ich łasce. Zarabiać nie umiał, a choćby umiał, nie chciałby, bo uważał to za ubliżenie swemu stanowisku. Tak nizko nie chciał upaść. Pozostawało więc chyba szukać śmierci poraz drugi. Szło tylko o to, aby wybrać taką, któraby go nie zawiodła.
Długo w nocy rozmyślał nad tem, szukając najwygodniejszego i najpewniejszego sposobu pozbawienia się życia.
O pistolecie już ani myślał, bo miał jeszcze żywo w pamięci ową straszną chwilę, gdy wewnątrz jamy ustnej usłyszał ten przerażający huk, który go ogłuszył i odbił się echem równocześnie w czaszce jego i w sercu. Za nic w świecie nie odważyłby się więc doświadczać tego poraz drugi. Zresztą pistolet okazał się zawodnym. Przypomniał sobie różne wypadki samobójstw, o których czytał w romansach francuskich, jak: zaczadzenie, trucizna, śmierć w nurtach wody: ale żaden nie odpowiadał jego chęciom.
Topić się nie mógł, bo umiał pływać. Chybaby uwiązać kamień u szyi. Ale jakiegoż to kamienia potrzeba, aby nie wypłynął! Zresztą widział, że małe szczeniaki topi się w ten sposób, a to zestawienie psa i jego obrzydziło mu ten rodzaj śmierci. Zaczadzenie wydawało mu się nie dość męzkiem. Wszystkie szwaczki w romansach francuskich pozbawiają się w ten sposób życia. Trucizna byłaby najwygodniejszą, tylko idzie o