Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bowiem odpowiada przed prawem, jak zwykły śmiertelnik, i podlega takiej samej karze, poddani opuszczają go. Na to właśnie liczy mój sąsiad, jeśli rzecz się ma tak, jak pan powiada.
— Jest tak, jak mówię. Aby dowieść panu, opowiem, jak się o tem dowiedziałem.
Zdał dokładnie sprawę z przebiegu przygody. Jubiler zrozumiał zgrozę swej sytuacji. Biegał nieustannie z kąta w kąt, gestykulował namiętnie, chwytał się za głowę.
— Co mam czynić, co mam czynić? — pytał.
— Musi pan sam o tem najlepiej wiedzieć!
— Czy mam natychmiast udać się do sing-kuana[1] i donieść o planowanem przestępstwie?
— Nie. Przestępstwo jeszcze się nie zdarzyło; nie może pan go dowieść.
— A więc mniema pan, że powinienem czekać z założonemi rękoma, póki on nie zechce zakopać bożka w moim ogrodzie?
— Tak.
— To niebezpieczne, bardzo niebezpieczne! Nie zna pan praw naszego kraju. Biada każdemu, na czyim gruncie zdarza się zbrodnia. Niewinny ulega równej karze, co winny. Jeśli, naprzykład, ktoś się zabije pod mojemi drzwiami, to ja jestem winny temu i zostaję surowo ukarany. Jeśli mój sąsiad zakopie bożka w moim ogrodzie, aczkolwiek potrafię dowieść, że to on uczynił, nanic to się zda. Znaleziono bożka u mnie i basta.

— A więc sprawa się tak przedstawia: jeśli pan

  1. Mandaryn spraw kryminalnych
36