Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odnalazł wreszcie panią Dulską — na klepsydrze pogrzebowej, i odprowadził poczciwą opiekunkę sam jeden na cmentarz. Była to niedziela.
Zabawił godzin parę wśród grobów, rozmyślając smutno. Ileż-to on już sam osób i uczuć pochował, a miał zaledwie 22 lata?
Nieoceniona praca. Pochłaniała smutki i biedę, i myśli złe, co z niedolą opadają człowieka, dawała siły i nadzieję, hartowała go na życie.
Pracował dni całe, nieraz i nocy większą część, pożerał wiedzę, przygotowywał się do ostatecznego egzaminu. Żebyż tylko ten rok przetrwać!
Potem otwierały się przed wyobraźnią biedaka szerokie horyzonty: pyszne posady, dobrobyt, bogactwo, sława. Szumiało mu w głowie.
Po miesiącu stróż przeniósł się do komórki, gospodarz zgodził się czekać na komorne, student został prawym posiadaczem izdebki, kulawego stołu, drewnianego krzesła i tapczana z garścią słomy. Była to spuścizna po Bazylim, który często zachodził do chłopca, nieproszony spełniając drobne usługi; czasem nawet wieczorem siadywał w kącie, ćmił lulkę i patrzył na młodzienca. Spojrzenie było dziwne, ojcowskie prawie, pełne serca.
Oprócz niego i kilku kolegów nikt w izdebce nie przerywał skupienia nauki. Za to u sąsiadki za ścianą panowała codzień wrzawa. Do późnej nocy pito tam, tańczono, grano, śpiewano; studenci chodzili tłumnie do pięknej koleżanki. Prowadziła wesołe życie.
Koledzy często namawiali Hieronima, ale się wymawiał. Łatwość w miłości zniechęcała go. Nie lubił tego rodzaju kobiet i stosunków.
Spotykał dziewczynę często na ulicy lub na schodach, kłaniał się tylko, nie mówili z sobą nigdy.
Czasem z za ściany dochodziły go urywki rozmów, śmiechy, dwuznaczne dowcipy. Marszczył się.