Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starca bez serca? po co przestępować próg tego domu, który powinien być dla niego rodzinnym, a był wrogim?
— Zajdę do grobu, za ojca się pomodlę i wrócę! — zamruczał, przeskakując mur.
Krypta była otwartą, w półcieniu świeciły napisy na zapełnionych niszach; puste czerniały ponuremi otworami, czekały na lokatorów.
Obok grobowca szemrała krynica, wązkim strumykiem zbiegając ku rzece; zresztą nic nie przerywało ciszy.
Hieronim ukląkł na kamieniach i zaczął odmawiać pacierz.
Wtem z ogrodu doszedł jego uszu krok dwóch ludzi i cicha rozmowa. Słów nie rozpoznawał z powodu szmeru strumienia, i nie ruszał się z miejsca.
Po chwili rozmowa ucichła, krok się zbliżał, ale już pojedynczy, i czarny cień stanął u wejścia do grobu.
Student podniósł oczy.
Wchodzący, był to człowiek olbrzymiego wzrostu, ubrany w samodziałową kapotę i jałowicze buty. Krótko ścięty, biały jak mleko, włos, pokrywał głowę; twarz była opalona, chuda, z wyrazem kamiennej ostrości. Potęgowały ten wyraz brwi olbrzymie, krzaczaste, złączone prawie z sobą, z pod których wyglądały zmrużone, siwe oczy, przenikliwie świdrujące w spojrzeniu, i wielkie, siwe wąsy, spadające po tatarsku w dół.
Przestąpiwszy próg, starzec zatrzymał wzrok na Hieronimie przez sekundę, potem na napisie grobu, u którego on klęczał, a potem przeszedł nim cały rząd katakumb. Nareszcie oparł się oburącz na lasce, zakończonej srebrnym toporem i, jakby czekał końca modlitwy chłopca, pozostał nieruchomy, zagradzając mu drogę.
Hieronim odmówił wszystkie wiadome sobie