Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marysia ustka otwarła, sili się przemówić, a nie może, tak jej głos w piersiach zamarł z wielkiego podziwu.
Tu więc Podziomek, fajkę za plecy założywszy, dwornie się skłoni królowej i rzecze:
— To jest pastuszka z Głodowej Wólki, Marysia, sierota!
I znów szastnął nogami, kłaniając się z wielkim rozmachem.
Uśmiechnęła się królowa łaskawie na widok Krasnoludka, a potem zwróciła twarz cudną ku Marysi i pyta:
— Czego chcesz, sierotko?
Nie mogła już wytrwać Marysia i wyciągnąwszy wychudzone ręce, zawoła:
— Gąsek moich chcę, jasna królowo! Gąsek moich żywych siedmiu, co mi je lis zdusił! I żeby gąsior znów gęgał do dnia, a gąski żeby mu się odzywały i szczypały trawę, i żeby się znów na naszej łączce pasły...
Tu buchnie płaczem i oczy rękami zakryje, sypiąc przez drobne palce łzy bujne, rzęsiste.
Zrobiła się cisza w komnacie, wśród której słychać było żałosne łkanie sieroty. Aż skinie królowa Tatra dobrotliwie i tak przemówi zwolna:
— Wielu tu było i wielu prośby swe niosło. I prosili mnie o złoto, o srebro, o poprawę doli. Lecz taki, któryby chciał odejść tem, czem był z początku swego, jako to dziecko chce — nie znalazł się tutaj. Niechaj się więc stanie jak pragniesz!
Podniesie się z tronu królowa Tatra i Marysię do okna pociągnie.
Spojrzy sierota i zaklaśnie w ręce...
— Czy sen to, czy nie sen?