Strona:PL Lord Lister -86- Tajemnicza choroba.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnego czerwcowego dnia ktoś zapukał do jej drzwi... Do pokoju wszedł Arnold Seymour. — Stara gospodyni siedziała przy oknie, pochylona nad ręczną robótką... Chłopiec zatrzymał się w progu, zwracając ku niej z wyrazem wahania swą śliczną, pociągłą twarzyczkę. Wystarczyło nań spojrzeć, aby spostrzec jakie postępy zrobiła choroba....
Był to chłopiec wysoki i wątły, o delikatnej, prawie przezroczystej twarzy i wielkich jasno-szarych oczach. Pod wpływem choroby stał się dziwnie lękliwy i nerwowy. I tym razem widok starszego pana z bródką, w okularach na potężnym nosie siedzącego spokojnie obok miss Craig, wzbudził w nim ochotę do ucieczki.
— Wejdź do pokoju, chłopcze, — rzekła miss Craig, odkładając robótkę. — Nie powinieneś obawiać się tego pana. To mój brat, doktór Craig.
Chłopiec spojrzał na doktora z podełba. Pomimo siwej brody i dość ociężałej postaci, doktór robił wrażenie młodego człowieka. Arnold zamknął drzwi.
— Chciałem... Chciałem tylko porozmawiać z panią — wykrztusił wreszcie. Z Cecilem nawet mówić nie można! Nigdy prawie nie ma go w domu. Dziadzio z każdym dniem staje się coraz bardziej mrukliwy i niezadowolony...
U pani tyle jest ślicznych książek z obrazkami... Czy mógłbym je raz jeszcze obejrzeć?
— Oczywiście, mój chłopcze. Czy nie przywitasz się z moim bratem?
Chłopiec niepewnym krokiem zbliżył się do do która Craiga i podał mu swa białą, prawie przezroczystą rękę.
Doktór przytrzymał ją trochę dłużej i spojrzał chłopcu głęboko w oczy, jak gdyby chciał wyczytać, co się w głębi duszy jego dzieje.
— Mam nadzieję, że będziemy przyjaciółmi — rzekł dźwięcznym głosem. — Wyglądasz mi dość mizernie, chłopcze. Czy źle się czujesz?
— Bardzo źle, doktorze — odparł Arnold Seymoru z głębokim westchnieniem. — Sam nie wiem, jak do tego doszło. Jeszcze pół roku temu bawiłem się wesoło z kolegami szkolnymi w Eton... Niestety, musieli mnie stamtąd zabrać...
— Czy zabrano cię dlatego, że chorowałeś? — zapytał żywo doktór? — O, nie... Stało się to nagle w czasie wakacji. Od tego dnia stawałem się coraz słabszy... Nie mogłem grać już więcej w football a o rugby nie było mowy. Pozostawał mi tylko golf, chociaż na golf jeszcze jestem za młody. Wreszcie i ten sport stał się dla mnie zbyt uciążliwy.
Zdawało mu się, że z oczu doktora spływa nań jakaś dziwna siła. Doktór Craig trzymał go wciąż za rękę i spoglądał na niego swymi dobrotliwymi oczyma. Od dawna Arnold nie rozmawiał tak długo z obcym zupełnie człowiekiem.
— Usiądź obok mnie na krzesełku, chłopcze — rzekł doktór. — Załóż nogę na nogę... Ot tak, doskonale.
Doktór nachylił się i zupełnie niespodzianie uderzył chłopca dłonią pod kolano. Noga chłopca odskoczyła gwałtownie w górę. Doktór pokiwał głowa i podwinąwszy powiekę zajrzał chłopcu wgłąb oka. Śluzówka blada była, jak gdyby bez kropli krwi. Doktór rzucił jeszcze chłopcu klika pytań, na które Arnold odpowiedział słabym głosem.
— Nie sądź, że pytam ze zwykłej ciekawości, Arnoldzie — rzekł doktór Craig. — Chciałbym wyleczyć cię, o ile byłoby to w mojej mocy. Moja siostra opowiadała mi o tobie wiele dobrego.
— Niestety, nasz stary, dobry doktór Cummins też nie potrafił nic poradzić — zawołał z żalem chłopiec. — A zna mnie przecież od urodzenia...
— Doktór Cummins jest zacnym człowiekiem i lekarzem dużej wiedzy... — odparł Craig. — Ale widzisz, dziecko, istnieją pewne rzeczy, których starzy lekarze nie znają... Nie są już w stanie podążyć za postępem najnowszej medycyny, a sposoby leczenia zmieniły się znacznie od czasu, kiedy doktór Cummins był młody... Jakże z twym apetytem, chłopcze?
— Jadam bardzo niewiele, doktorze! Zupełnie nie mam łaknienia...
— Co pijesz?
— Doktór Cummins zapisał mi tran, ale czuję do niego wstręt.. Pozwolił mi również pić od czasu do czasu szklaneczkę dobrego starego wina. — Dziadek umyślnie przeznaczył dla mnie specjalny gatunek ze swej piwnicy.
— A jak z nauką?
— Dziadek udziela mi od czasu do czasu lekcyj, ale lekcje te męczą mnie... Dziadek jest niecierpliwy i wymagający... Chciałby, abym nie pozostawał w tyle za innymi i sam wykłada mi matematykę i przyrodę. Miss Craig udziela mi lekcji francuskiego... Czy to nie miłe z jej strony?
Stara dama wstała i zdjęła z półki kilka pięknie oprawnych tomów. — Chłopiec chwycił je chciwie i po chwili zapomniał już o całym świecie, pochłonięty oglądaniem wspaniałych ilustracyi.
Brat z siostrą wszczęli z sobą cichą rozmowę, aby nie przeszkadzać małemu. Po upływie dziesięciu minut doktór wstał, zbliżył się do chłopca i położył rękę na jego ramieniu.
— Mam nadzieję, że się jeszcze z sobą zobaczymy — rzekł przyjaźnie.
— Przebywaj jak najwięcej na świeżym powietrzu i poddawaj się chorobie.
Siostra odprowadziła go do drzwi.
— Postaraj się o kilka kropel krwi tego chłopca — szepnął jej do ucha na pożegnanie. — Trzy lub cztery krople wystarczą.. Jedno ukłócie igłą...
Miss Craig skinęła głową i spojrzała lękliwie na bladego chłopca, siedzącego spokojnie pod oknem. Był tak pochłonięty swymi książkami, że nie zwracał uwagi na toczące się w pobliżu rozmowy.
Minęło pół godziny. Miss Craig haftowała w milczeniu. Chłopiec przerzucał książki, zadowolony z możności przebywania w pobliżu osoby, która w krótkim czasie potrafiła zdobyć jego sympatię i zaufanie. Kilkakrotnie obowiązki gospodyni zmuszały miss Craig do opuszczenia pokoju. Szybko wracała z powrotem, nie chcąc zostawić chłopca samego na długo.
Gdy wróciła po raz ostatni, zbliżyła się do niego i nie wypuszczając swej robótki z rąk, nachyliła się nad nim,, aby zobaczyć co czyta.
Przez nieuwagę ukłuła go cienką igłą w rękę... Na bladej skórze ukazała się kropelka krwi. Miss Craig krzyknęła z przerażenia.
— Na Boga, jakże mi przykro... Jestem taka niezręczna! Chodź, chłopcze!... Zaraz ci przewiążę rękę...
— Ale cóż znowu, miss Craig? — zaśmiał się chłopiec. — Nawet nie czuje, że mnie pani ukłóła. — Czy to nie dziwne? Ostatnim razem, gdy się zaciąłem scyzorykiem, też prawie nic nie czułem... —