Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LIST SZÓSTY.
Z Warszawy, 25 Czerwca w Piątek.

Ach! moja Karolino! co się też wczoraj u nas działo! nie wiem doprawdy jak ci to opisać potrafię? Przyjechałyśmy tu około południa; okropny był nasz przyjazd. stanęliśmy przed naszym pałacem. Ojciec blady i pomieszany wyszedł naprzeciwko nas: »Toś się zminęła z moim posłańcem? biedna żono! powiedział do Mamy, wysadzając ją z karety, próżne są wszystkie moje zabiegi!« Dopiero wszedłszy do domu zrozumiałam, co te słowa Ojca znaczyły. Ach! cóżeśmy tam zobaczyli!.. Wystaw sobie te ogromne salony i pokoje tak pięknie umeblowane, zupełnie ogołocone i puste: dwa łóżka, stoliki drewniane i stół kuchenny, to w sypialnym pokoju stało. Owe kanapy, bióra, szafy mahoniowe, te bronzy, kolumny, alabastry, marmury, wszystko znikło; zwierciadła, obrazy, draperye pozdejmowane, same ćwieki i dziury w murze pozostawały. — Moje nawet rzeczy, ów ładny stoliczek, owa szafeczka od twojej Mamy, nic tego nie ma!.. Mama zobaczywszy te straszne pustki, oprzeć się aż o ścianę musiała, bo byłaby padła; my dzieci pytałyśmy się wszystkie: »Cóż się to znaczy?« — »Nie były te rzeczy nasze, odpowiedział nam Tata z okropnym uśmiechem, ci, do których należały, odebrali jako swoje!« »Jakto?« zawołałam zdziwiona. »Tak! tak! odebrali jako swoje! nic naturalniejszego!« I to mówiąc rozśmiał się jeszcze okropniej, i spojrzał na nas takiemi obłąkanemi oczyma, żeśmy się wszyscy zlękli. I Władzio i Franio i Emilka przytulili się do łóżek, poszłam i ja za niemi, a widząc że Mama płacze, i my płakali! Tata chodził szybkim krokiem po