Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dja dojrzała jego twarz okrutną i szpetną w nagłym błysku ognia...
Strogow pochwycił ją w ramiona. Poczuł gorący powiew i zapach charakterystyczny płonącej nafty, wiedział, że ogień idzie sferą powietrzną i wrzenie wody nie rozpościera się głęboko. Objął silnemi ramiony Nadję — nurkował — płynął z nią pod wodą — tam nieco dalej kry spłynęły — była przestrzeń wolna — wynurzył się — jeszcze chwilę płynęli oboje — wyszli na brzeg.
Stał się cud. Strogow był u celu. Stopą dotykał upragnionej ziemi Irkucka.
— Do pałacu gubernatora! — krzyknęła Nadja, Widziała wchodzącego w podwoje Ogarewa. Biegła za nim, niepomna sobie — niepomna w gniewie, że ślepiec ledwo za nią podążyć może, nie znając kierunku...
Przed pałacem była pustka. Oficerowie, służba, wszystko pobiegło tam, gdzie był pożar — gdzie wzywano ratunku.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

— Iwanie Ogarew! — krzyknęła Nadja.
Zdrajca drgnął. Kto go nazwał tutaj prawdziwem imieniem? Kto go znał? Czyj był ten obcy głos?
Miał jedno ocalenie. Zabić istotę, która poraz drugi i trzeci rzucała mu to jedno w twarz: „Iwanie Ogarew!“ — które tu znaczyło: zdrajca!
Wyciągnął puginał — i ona miała nóż w ręku. Ale on go wytrącił. Już ją przyparł do ściany — widział jej twarz przerażoną w czerwonym blasku, który zaglądał od łun pożaru przez okno — ugodzi ją wnet śmiertelnie.
— Michale! — krzyknęła...

A on słyszał jej krzyk. Widać tym krzykiem się kierował. Bowiem już był w sali. Już stanął pomiędzy