Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


— Nie jeszcze!... Piszę.
— Ależ ten pan już skończył! Weź pan moją depeszę.
— Zapłacił... ma jeszcze prawo! — odparł urzędnik z flegmą.
— Ale tymczasem nie ma nic do doniesienia...
Blount zerwał kartkę z bloku i podał telegrafiście. Ten pukał, czytając półgłosem:
„Na początku Pan Bóg stworzył niebo i ziemię“.
Jolivet kipiał z gniewu. Depeszować wersety biblijne! A dziennikarz angielski z niezmąconą powagą obserwował przez lunetę wypadki w mieście i urywkami podawał tekst dalszej depeszy:
„Dwie cerkwie w płomieniach. Pożar przesuwa się na lewo. A ziemia była bezkształtna i próżna i ciemność była nad przepaścią, a duch Boży...“
— Stop! pańska suma wyczerpała się. Teraz na pana kolej! — zwrócił się telegrafista do Joliveta. Anglik przygryzł wargi. Francuz zajął miejsce przy okienku, podał depeszę, rzuciwszy urzędnikowi znaczna sumę
Telegrafista pukał, odczytując wgłos:
„Magdalena Jolivet 10 Przedmieście Montmartre, Paryż. Koływań zajęta przez kawalerję tatarską. Rosjanie uciekli z miasta...
Odwrócił się od okienka telegrafu i wpatrywał przez lunetę w pole bitwy.
— Ten pan skończył! — przystąpił Blount z rulonem srebra.
— Nie jeszcze! — uśmiechnął się Jolivet. Dyktuję jeszcze.
I zadyktował:
„Był sobie król Ćwieczek,