Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— My bliżej... Gdzie kule nie dolatują za bardzo, a można nałapać ciekawych wiadomości... Do Iszymu będzie nam miło odbywać podróż z panem razem... Ale pan jest ryzykant!
— Czemu, panie Jolivet? Ja jestem sobie spokojny kupiec — i też nie mam ochoty leźć między kule i lance.
— No, to radzę panu śpieszyć do Omska! — mruknął Blount. Bo wkrótce można będzie nie dojechać.
— Oho! a gdzież to teraz są najeźdźcy tatarscy? spytał Strogow, pokrywając ciekawość obojętnym tonem
— Feofar–chan zajął całą gubernię Semipałatyńską i płynie w dół Irtyszu — rozgadał się Jolivet. Mówią, że na spotkanie z nim zdąży w przebraniu Iwan Ogarew.
— Skądże wie się takie rzeczy? — spytał Strogow.
— Ba! to jest w powietrzu — zdąża od Kazani do Ekaterynburga.
— Ach, to pan i o tem wie?! skrzywił się Blount.
— Oczywiście! — uśmiechnął się Jolivet.
— To może pan wiesz i to, że się przebrał za cygana?
— Za cygana?! — mimowoli krzyknął Strogow.
— Doniosłem już o tem kuzynce — rzekł Francuz.
— Nie straciłeś pan czasu napróżno! — zauważył Anglik.
— Właśnie dlatego spóźniłem się na statek.
Strogow ogarnął wspomieniem obraz starego Cygana, opuszczającego „Kaukaz.“ Był wstrząśnięty do głębi jakimś domysłem — jakąś okrutną zagadką. Wtem krzyknął: — „Naprzód panowie“! — i jął biedz w dół.
— Jak na kupca, lękającego się kul, biega on zbyt chyżo w miejscowości, gdzie strzelają — zauważył Jolivet.