Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

buciki–słowem, cały kostjum doświadczonemu oku Strogowa mówiły, że podróżna pochodzi z prowincyj nadbałtyckich.
Badając ją niepostrzeżenie z pod oka, zapytywał siebie, czemu tak samotna, nieodprowadzona przez nikogo, udawała się w podróż, i czy cel jej podróży był daleki, a tam u celu czyli również nikt jej nie czekał? Tak wydawało się. Całe jej zachowanie świadczyło o tem, że jej zwyczajem było troskać się o samą siebie bez czyjejkolwiek pomocy.
Strogow uczuwał trudność w zawiązaniu z nią rozmowy. Wszelako udało mu się okazać jej grzeczność. Gruby handlarz słoniną, zasnąwszy, zwalił się całym ciężarem swej osoby na jej ramię. Strogow obudził go i opryskliwie pouczył o konieczności trzymania się prosto. Śpioch zaklął, wybąkał coś o „ludziach, mieszających się w nie swoje rzeczy.“ — lecz odtąd głowę przechylał już na drugą stronę. Dziewczę podziękowało swemu vis–a–vis niemem spojrzeniem.
Wkrótce potem, już w pobliżu Nowogrodu, miał sposobność poznać bliżej i podziwiać młodą współpasażerkę. Na zakręcie szyn pociąg doznał okrutnego wstrząsu, poczem biegł przez chwilę pochyło po wysokim nasypie. W wagonie rozległy się krzyki. Zdawało się, że grozi niechybna katastrofa — wykolejenie. Wszyscy rzucili się ku drzwiom, wrzeszcząc, tłocząc się, popychając. Zeskakiwano, ratując się, na plant. Dziewczyna pozostała nieruchoma w miejscu; zaledwie nieco przybladła. Strogow poruszył się także.
„Energiczna natura!“ — pomyślał.
Tymczasem niebezpieczeństwo minęło. Pociąg zatrzymał się. Pęknięcie łańcucha przy wagonie towarowym było powodem skoku. W godzinę naprawiono szkodę, która o mało nie wywołała runięcia pocią-