Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Morze — należy wyznać tę prawdę — nie jest wcale wspaniałomyślne. Nie słyszano nigdy aby rozwinięcie męskich zalet — odwagi, tężyzny, wytrzymałości, wierności — wzruszyło wrodzoną mu świadomość swej potęgi. Ocean jest pozbawiony sumienia jak dziki samodzierżca zepsuty mnóstwem pochlebstw. Nie może ścierpieć najlżejszego pozoru wyzwania; był zawsze nieprzyjednanym wrogiem okrętów i ludzi, odkąd okręty wespół z ludźmi ośmieliły się w swem niesłychanem zuchwalstwie wypłynąć na morze, nie bacząc na groźny mars na jego obliczu. Od owej chwili ocean połykał bez przerwy ludzi i floty, a złości jego nie nasyciła bynajmniej ilość ofiar — tyle rozbitych statków, tylu zgładzonych ludzi. Dziś, jak i zawsze, gotów jest mamić i zdradzać, druzgotać i zatapiać niepoprawnych optymistów — ludzi, co opierając się na wierności okrętów, usiłują wydrzeć oceanowi bogactwo dla swych domostw, panowanie nad światem, lub tylko kęs strawy dla zaspokojenia głodu. Jeśli niezawsze starczy mu furji aby zdruzgotać, gotów jest każdej chwili zatopić cichaczem. Najbardziej zdumiewającym dziwem głębin jest ich bezdenne okrucieństwo.
Odczułem pierwszy raz jego grozę pewnego dnia na środku Atlantyku, przed wielu laty, gdy uratowaliśmy załogę duńskiego brygu wracającego do kraju z Indyj Wschodnich. Lekka, srebrzysta mgła łagodziła spokojną, majestatyczną wspaniałość światła pozbawionego cieni — rzekłbyś czyniła niebo mniej odległem i pomniejszała ogrom oceanu. Był to jeden z dni, kiedy potęga morza wydaje się naprawdę pociągająca, niby charakter silnego męża w spokojnych chwilach poufnego z nim obcowania. O wschodzie słońca dostrzegliśmy czarną plamkę od strony zachodniej, napozór