Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Boże i czcimy ku chwale Twojego imienia! Królu niebieski, ojcze nasz wszechmogący!
Po spełnieniu tego aktu religijnéj wdzięczności, majtkowie piąć się zaczęli na drabinki linowe, dla rozpoznania domniemanéj ziemi, i utwierdzeni w swych nadziejach, niepomiarkowanéj oddali się radości. Gdy noc zapadła Kolumb, dogadzając życzeniu ogólnemu, kazał sternikom zwrócić się nieco na południe. Wiatr był pomyślny, a że admirał odległość owego lądu obliczył na mil dwadzieścia i kilka, wszyscy więc spodziéwali się ujrzéć go ze świtem. Sam Kolumb podzielał tę nadzieję, lubo niechętnie odmienił kierunek swego biegu.
Téj nocy mało kto oddał się spoczynkowi. Marzenia o bogactwach i cudach krainy wschodu zaprzątały wyobraźnię podróżników, sen nawet chwilowy w rajskie zamieniając widzenie. Majtkowie raz po raz opuszczali swe łoża, i włażąc na drabinki, usiłowali przeniknąć ciemność nocy. Przed wschodem jeszcze słońca kto żyw wybiegł na pokład, w nadziei ujrzenia w świetle jutrzenki cudownéj panoramy odkrytego kraju.
— Już się rozjaśnia na wschodzie, rzekł Luis, i teraz, admirale, nazwać cię możemy chlubą ludzkości!
— Wszystko jest w ręku Boga, mój młody przyjacielu, odpowiedział Kolumb; jednakże, czy blizcy jesteśmy ziemi, czy od niéj daleko, zawsze to rzecz niezawodna, iż ona stanowi zachodni brzeg oceanu, i że prędzéj lub późniéj tam przybędziemy.
— Słońce powinnoby dziś wyjątkowo wzejść na zachodzie, abyśmy w całéj świetności zoczyli tę nową posiadłość naszę.
— Powoli, mości Pedro! Słońce od początku świata odbywa obieg swój koło ziemi od zachodu ku wschodowi, i tak podobno zostanie na wieki. Jestto prawda niezbita, względem któréj zmysły łudzić nas nie mogą, chociaż w wielu razach świadectwo ich może być mylne.
Tak mówił Kolumb, nieskończenie wyższy rozumem i nauką od większéj części spółczesnych, bo sam, jak wszyscy, ulegał sile uprzedzenia. Słynny system Ptolomeusza, dziwaczna plątanina prawdy i błędów, stanowił wówczas wyrocznię astronomów. Kopernik był jeszcze młodzieńcem, i dopiéro w lat kilkadziesiąt po odkryciu Ameryki niewyraźny domysł Pytagorasa potęgą geniuszu swego wyniósł na stanowisko naukowe. Klątwa, którą Kopernik dotknięty został za objawienie prawdy, i złorzeczenia miotane przeciw niemu, nowym są dowodem, jak niebezpiecznie było w tym czasie wstrząsać zastarzałemi przesądami.
Gdy piérwszy promień wschodzącéj jutrzenki ozłocił powierzchnię morza, spojrzenia wszystkich, usilnie lecz napróżno, spodziéwanego szukały lądu. Truchtano na myśl że to nowy był zawód, a jednak przekonano się wkrótce, iż jakieś zjawisko powietrzne stać się musiało przyczyną ogólnego złudzenia.
Przez kilka dni następnych w położeniu wyprawy żadna nie zaszła zmiana. Dwudziestego dziewiątego września ujrzano morskiego ptaka, z rodzaju komoranów czyli fregat; a że, według zdania żeglarzów, mieszkaniec ten napowietrzny nigdy się bardzo od ziemi nie oddala, nową przeto, acz słabą, powzięto otuchę. Napotkano także dwóch pelikanów, a powietrze tak było wonne i łagodne, jak pod szczęśliwém Andaluzyi niebem.
Piérwszego października sternicy okrętu admiralskiego postanowili obliczyć odległość jaką dotąd przebyto. I oni także, podobnie jak reszta osady, nie wiedzieli o wybiegu Kolumba. Ukończywszy rachunek, zbliżyli się smutnie do admirała, stojącego na tylnym pokładzie.
— Znajdujemy się na pięćset siedmdziesiąt ośm mil od Ferro, w kierunku zachodnim, sennorze admirale, rzekł starszy pomiędzy niemi; straszliwato odległość, zwłaszcza gdy się płynie po morzu zupełnie nieznaném!
— Prawdę mówisz, poczciwy Bartłomieju, odpowiedział spokojnie Kolumb; ale tém większą będzie nasza sława. Obliczenie moje przewyższa nawet wasze, bo daje mil pięćset ośmdziesiąt cztéry. Wszelako niewiększa to odległość, jak z Lizbony do brze-