Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cudowne prawisz nam rzeczy, sennorze, rzekł Alonzo; pytanie tylko czy ony zasługują na wiarę.
— Prawdziwość ich najmniejszéj nie podlega wątpliwości, bo Toscanelli częste miewał stosunki z posłem wielkiego chana, a Eugeniusz IV umarł dopiéro w r. 1477. Od niegoto uczony florentyński dowiedział się o bogactwie Indyj, a szczególniéj zachwalał mu przepych stolicy Quisay i wspaniałość rzéki z marmurowemi mostami, wzdłuż brzegów któréj dwieście miast z górą osiadło. Mappa Pawła Toscanelli przekonywa, iż odległość miedzy Lizboną a Quisay wynosi trzy tysiące dziewięćset mil włoskich, czyli tysiąc naszych, w kierunku zachodnim[1].
— Co mówi uczony Toskańczyk o bogactwach tego kraju? zapytał Alonzo, i wszyscy bacznie nadstawili ucha.
— Wspomina o niezmiernéj obfitości złota, srebra i kosztownych kamieni, i dodaje, że miasto Quisay ma trzydzieści pięć mil obwodu.
— Widzę na mappie dwie wyspy, ciągnął daléj starszy Pinzon; z których jedna nosi imię Antilla, a druga Cipango.
— Tak jest, mój dobry Marcinie Alonzo, i wzajemne ich położenie najściśléj jest oznaczone; odległość między niemi wynosi dwieście dwadzieścia pięć mil morskich.
— Podług mojego obliczenia powinniśmy być niedaleko Cipango.
— Tak się zdaje, ale żeśmy zbaczali kilkakrotnie, trudno więc powiedziéć o ile rachunek zgadza się z rzeczywistością. Pozwól mi mappę, abym na niéj oznaczył obecne położenie nasze.
Pinzon zwinął starannie pracę Pawła Toscanelli, obwiązał ją płótnem żeglarskiém i rzucił na pokład la Santa Maria; poczém la Pinta, przypuszczając żaglów, wysunęła się naprzód.
Kolumb rozwinął mappę na stole ustawionym w tylnéj części okrętu, i kazał zbliżyć się majtkom, chcąc żeby wszyscy wiedzieli w którym punkcie, zdaniem admirała, eskadra się znajduje. Wymierzywszy drogę każdodzienną, z potrąceniem obciętéj przez siebie części, admirał wytknął na mappie miejsce nieopodal już wysp, jakich się spodziéwano od strony zachodniéj stałego lądu Azyi. Człowiek łatwiéj zawsze poddaje się wrażeniom zmysłowym, aniżeli wpływowi rozumowania: majtkowie téż, widząc na mappie Cipango oznaczone kolorem, i nie wątpiąc o sumienności Kolumba w utrzymywaniu zapisków okrętowych, najzupełniéj byli przekonani, że wszystko co im mówiono jest prawdą. I znów ci ludzie przeszli ze zwątpienia do przesadzonych nadziei, które raz jeszcze miały być zniweczone.
Statek la Pinta wyprzedził dwa inne na jakie sto sążni, i podczas gdy majtkowie okrętu admiralskiego radośnie z sobą rozmawiali, rozległ się nagle głos Pinzona.
— Ląd! ląd! zawołał, machając kapeluszem.
— W któréj stronie? rzekł Kolumb z żywością.
— W stronie południowo-zachodniéj, była odpowiédź dowódzcy la Pinty.
Spojrzenia wszystkich zwróciły się ku miejscu wskazanemu, i rzeczywiście ujrzano na krańcu widnokręgu jakąś massę czarniawą, w niewyraźnych zarysach, dobitniéj jednak oznaczoną niż zwykle bywają chmury. Kolumb tyle był biegłym w ocenianiu zjawisk na morzu, że oczy majtków wlepiły się w twarz jego, pragnąc stanowczy wyczytać z niéj wyrok. W rysach wielkiego odkrywcy najczystsza malowała się radość: odkrył głowę i wznosząc ręcę ku niebu padł na kolana. Byłoto hasłem dla całéj osady, która przyklęknąwszy pobożnie, z uczuciem niewypowiedzianéj wdzięczności zaśpiewała szczytny hymn: Gloria in excelsis Deo! Poraz piérwszy od stworzenia świata zabrzmiało pienie pochwalne w téj samotni niezmierzonego oceanu, gdzie dotąd szum tylko fali cześć Stwórcy głosił przyrodzie.

— Chwała Bogu na wysokościach! zagrzmiało razem kilkadziesiąt głosów; pokój ziemi i ludziom dobréj woli! Wielbimy cię

  1. Godną jest uwagi okoliczność, że dzisiajsza Filadelfia leży właśnie w miejscu, gdzie zdaniem poczciwego Pawła Toscanelli znajdować się miało mniemane miasto Quisay.