Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odszedł parę kroków i spojrzał na zegarek. Pan Adam, który się spodziewał panować nad tym dorobkowiczem, znalazł przy nim, i czuł się w tak fałszywem położeniu... iż bądź co bądź — wyjść z niego postanowił. Zeller miał wyraz twarzy dziwny, ironiczny. zaciekawiający — ostatnie jego słowa rzucały dziwną wątpliwość.
— Wiesz pan co — zawołał przystępując do niego Wilski i podając mu rękę. Przyznaję, że nie jasno w tem wszystkiem widzę. — Przeszłość kobiety każdej do niej należy, a nie do tego, który jej u portu dłoń podaje... Hrabina jest wdową, to co poprzedziło jej zamążpójście... stare dziś dzieje, ale ja — bez ich zupełnej wiadomości stosunku państwa nie mogę, powtarzam, nie mogę zrozumieć. Mów mi pan szczerą prawdę. Pan się kochałeś w hrabinie?
— Szalenie! a któżby mógł widzieć ją, być z nią codziennie i nie uwielbiać...
Wilski się uśmiechnął.
— A ona?
Zeller usta zesznurował.
— Niech się pan o to jej spyta — rzekł seryo — wszak oświadczyła panu, że odtrąciła mnie chłodem...
Spojrzeli sobie w oczy... Nastąpiło milczenie.
— O cóż ostatecznie idzie? — zapytał Zeller — o co?
— Pan nie masz urazy? nie pragniesz zemsty? nie grozisz nam...
Alfred poważnie, długo spojrzał w oczy Wilskiemu, który się niemal zawstydził tego przypuszczenia.
— Jestem gotów przyjść w pomoc, służyć i wyręczać, być użytecznym państwu! zaskarbić sobie ich przyjaźń... Położył rękę na piersi i nizko się skłonił — a razem sięgnął po kapelusz leżący na krześle, podał rękę i odprowadzony aż do drzwi wyszedł.
Pan Adam otarł pot z czoła... i padł na najbliższe krzesło... Wszystko to coraz mniej dlań było jasnem... Powtórzył po kilkakroć — Kuty! Kuty! i zamyślił się głęboko.