Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Hrabina, widzi pan — odezwał się Wilski — hrabina, zapewne nie bez powodów wniosła ztąd, iż pan mógł być... to jest, mógłbyś — tak jest, mieć do niej jaki żal, może — jakąś dawną urazę, niechęć i pragnął — jakiegoś... że tak powiem, odwetu!
Zeller, jeśli nie był zdziwiony, to udał niesłychanie zdumionego, uśmiech mu przebiegł po ustach.
— Odwetu? za co? urazy? jakiej? Zaledwie w młodości mej przypominam sobie, żem miał przyjemność widywać hrabinę, gdy była francuzką. Z owych czasów pozostały mi wspomnienia tak miłe — tak drogie... iż prędzej wdzięcznością mógłby mnie natchnąć, niż innem uczuciem... A! panie, te wspomnienia młodości! wspomnienia pierwszych wrażeń, tak sercu są drogie... Panna Marya była tak śliczną, że gdyby nawet zabiła kogo, nie miał by umierając siły, gniewać się na tę rękę, co mu cios śmiertelny zadała... Tembardziej ja — dla którego ona była aniołem dobroci... ja — co...
Wilskiemu zrobiło się dziwnie, jakoś nie miło, sucho w ustach, szaro w oczach...
Zeller zdawał się rozpromieniać wspomnieniami...
— Panie — zawołał — rozpocząłeś tę rozmowę, wzywając mnie do ostateczności... spodziewam się, iż przebaczysz rozrzewnieniu z jakiem mówię o tych czasach...
Westchnął. Narzeczony hrabiny, czuł się coraz mniej pewnym siebie... urywał mu się wątek, myśli błąkały...
— Hrabina — dodał cicho — dała mi do zrozumienia, iż... pan dla niej byłeś w istocie czułym i zajęty nią... mogła sądzić, że chłód z jakim to przyjmowała... zostawił bolesne wspomnienia...
— Chłód? — zawołał Zeller zdumiony — hrabina to panu mówiła?...
Wilski zamilkł...
— Jeśli hrabina Marya mówiła to, jakżebym ja śmiał przeczyć?