Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nastawić, dodając, że ma herbatę na trzy ruble z pod Kopernika, cukier rafinat i — bułki.
Zamyślony podróżny, który właśnie mozolnie rękawiczki ściągał, wysłuchał tego zalecania, głową dał znak, że samowara sobie życzy, i począł wypakowywać kieszenie. Wyszedł gospodarz.
W sam czas trafił do wielkiej izby, bo tu, zmęczony podróżą na koźle, p. Karol pod pozorem orzeźwienia się likworem, nadto się do Handzi przybliżał. Piękna jejmość mieniała z nim wejrzenia tęskne, co — chociaż Wicuś najzupełniej był o małżonkę swą spokojnym — zawsze na nim nieprzyjemne czyniło wrażenie.
Kazał się dziewczynie „a żywo“ zabrać do nastawienia samowara.
Nie potrzebował rozpytywać lokaja, bo młodzieńca likwor przedziwny i piękne oczy Handzi w tak gadatliwy dobry humor wprawiły, tak uczyniły grzecznym, iż się zaraz sam wyspowiadał, jako z hrabią Ludwikiem Zamińskim, jechali w odwiedziny do państwa Manczyńskich.
Hrabiego, wprzódy nim się jego nazwiska dowiedział, domyślał się już Kuternoga, i uśmiechnął się sam do siebie, bo mu pochlebiało, że go przeczucie nie omyliło. Tego imienia było mu już dosyć, aby z niego pewne wnioski wyciągnąć.
Z wielką uprzejmością poprosił pana Karola aby sobie usiadł i spoczął, zapewniając, iż stróż i dziewczyna we wszelkich robotach go wyręczą. Chociaż wskazane siedzenie, trochę opodal od pięknych oczów Handzi, niezupełnie życzeniom p. Karola odpowiadało, zabrał miejsce i dobył cygaro. Kuternoga tymczasem się już krzątał po swojemu, obsługiwał, pytał, witał, poił, żegnał i spełniał swe obowiązki rozliczne ze zwykłą gorliwością gorączkową.