Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wała odważnie, mówiąc jak to inaczej było na Litwie...
A wspominając Litwę swą wzdychała. Tam, jużby się biesiada taka bez pieśni nie obeszła, bo pieśnią zaczynało i kończyło się wszystko... Tu jeden lutnista nie osobliwy, podstarzały, miał zawodzić, a i temu coraz głośniejsze rozmowy i okrzyki dać się słyszeć nie dozwalały. W miarę jak kubki spełniano, zapał dla młodej księżny rósł coraz... Semko też pił, aby gorycz z serca i czarne przepędzić myśli, ale napój gniew tylko jakiś w nim obudzał.
Przeciągnęło się biesiadowanie długo... i dopiero gdy wieczór zapadał, Semko się z żoną wysunął od stołu, dając znak biesiadnikom, aby pozostali w miejscu.
Księżnie młodej pilno było dworce swoje opatrzeć, poznać to państwo, nad którem królować miała i objąć nad nim rządy.
Chciała wszędzie być, oglądać wszystko aż do stajen i psiarni.
Nad mężem już w podróży zapanowała wszechwładnie, a kierowała nim jak chciała, raźno mu było jej słuchać, wiódł ją więc posłuszny teraz po zamku, komnatach, podwórcach i wałach, myśląc tylko jak widoku tej izdebki jej oszczędzić, w której stara Błachowa płakała.
Gdy w mrokach zapadającego wieczora, piękny widok z murów odsłonił się na lśniącą sre-