Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sztoru, nie rozeszła się o niej wieść nazajutrz szeroko.
Stary Dobiesław z Kurozwęk usypiał, wiedząc że zamek jest pilno strzeżony. Temu milczeniu przypisać potrzeba, iż królowa w parę dni potem mogła znowu przed wieczorem odwiedzić refektarz Franciszkanów.
Lecz jak nic się nie powtarza w świecie, tak i ta pierwsza chwila wesela nie była do drugiej podobną.
Handslik nie śpiewał z takiem uczuciem i swobodą, przeczuwał on z rozmów, które go doszły, że nie tak łatwo będzie wyzwolić panią kochaną.
Wojewodzina Emrykowa nie odstępowała królowej, przypominając potrzebę prędkiego powrotu, nawet Gniewosz miał jakieś obawy.
Wszystko się spiknęło, aby zatruć im chwilę tak upragnioną. Jadwiga znajdowała przeszkody mnogie, mówiła mu wzdychając, że jeszcze raz może znajdą się tu, ale chyba za tydzień, aby nie zwracać uwagi, a potem spodziewała się... módz ujść z zamku... Gniewosz przygotowywał wszystko i straże miał odciągnąć.
Tak się rozstali a Wilhelm wrócił więcej strwożony niż napełniony nadzieją. Suchenwirth pomnażał bojaźń jego, gdyż sam lękał się niezmiernie polskiego okrucieństwa.
Cały tydzień teraz czekać było potrzeba, na nowe widzenie się z królową! Szczęściem posły