Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miała prawa zabawić się, rozerwać, posłuchać muzyki, pieśni, a choćby i zatańczyć!
O. Franciszek głową pokręcał.
— Niebardzo to przystało zakonnemu refaktarzowi — odparł — ażeby w nim świeckie wyprawiano festyny, ale panom tej ziemi i głowom ukoronowanym wiele się dopuszcza bo one za wielu cierpieć muszą i trudzić się.
Gdybym pewnym był, że królowa przybędzie, i że książe i ona mieć będą orszak z sobą.
— Za to ja wam ręczyć mogę — rzekł Gniewosz.
— Dobrzeby było, aby książe Wilhelm gości więcej zaprosił — dodał O. Franciszek. — Im świadkowie liczniejsi będą, tem lepiej.
Podkomorzy przystał i na to, chociaż niebardzo wiedział na razie, kogoby mogli wezwać, bo książe nadto dumnym był, by lada mieszczanina lub szlachetkę do swojego towarzystwa przypuścić. Gwardyan, choć nie z wielką ochotą, zgodził się refektarza dozwolić. Lecz zatem szło, że potrzeba było i do kuchni książęcych ludzi wpuścić, i dla kredensów obmyśleć miejsce, bo książe Wilhelm nie mógł się obejść bez występu i tego ceremoniału, który musiał go otaczać wszędzie.
Podkomorzy pokonawszy trudności wszystkie wyszedł w końcu uradowany, spiesząc oznajmić panu swemu naprzód, że wszystko się składało jak najpomyślniej, a potem chcąc królowej dać