Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na jabłko, które jej rękę zdrętwiło, na płaszcz, co się zsuwał z ramion.
Inne opisywały postawy panów, co towarzyszyli obrzędowi, co nieśli znamiona władzy i smiały się z tego ogromnego miecza królowej, któregoby rączki jej podźwignąć nie mogły.
Piękna czarnooka Elża nazywała żartobliwie panią swą — królem, i zapytywała czy ten, którego ona weźmie za męża, będzie się chyba musiał nazywać — królową?
Lecz na wspomnienie to zachmurzyło się piękne czoło.
Eiża chcąc naprawić co powiedziała pospieszyła zaręczając, iż wie od Spytka, narzeczonego swojego, że za mąż swojego króla tak rychło wydawać nie myślą.
Lecz i to zapewnienie nie rozjaśniło czoła królowej. Więc druga Ofka coś wspomniała o lutnistach i pieśni, i polskim cytarzyście, który śpiew niezrozumiały nucił, tak jakoś tęskny, jakby nie weselnym był... W sypialni zamkniętej , pomimo oddalenia od komnat, w których ucztowano, słychać było wrzawę, szum tłumu i dźwięki muzyki, fletnie i trąby...
Niektórym z dziewcząt nóżki jeszcze drżały do tańca, lecz oczy się do snu kleiły... Hilda rozbierała z pomocą służebnych swą panią; dziewczę splatało włosy... podawano nocne ubranie, zdejmowano klejnoty ciężkie...