Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

córką, pocieszała ją tem, że byle tron otrzymała, Wilhelma na nim posadzi.
Tu, teraz — niewidać było ani promyka nadziei...
Klękali przed nią wszyscy, ale o jej szczęściu nikt nie myślał i nie mówił.
Jedna Hilda objąwszy ją płaczącą, zrozumiała co łzy te znaczyły, i umiała ją pocieszyć. Szepnęła cichutko.
— Nie płacz, mamy tu przyjaciół. On przybędzie.
I nagle podniosła główkę królowa, wlepiając oczy w Hildę, niedowierzająco. Łzy jeszcze nie były oschły, lecz na samo to wspomnienie usta się uśmiechać chciały.
— Cierpliwości, królowo moja — szepnęła stara, wszystko czego pragniesz... stać się musi.
Piękna Elża córka Emryka Wojewody, i inne dziewczątka, które pani do sypialni towarzyszyły, nie mogły pojąć jakim cudem Hilda kilką czaronemi słowami, taką zmianę sprawiła.
Jadwiga podniosła się z nawpół dziecięcą wesołością, tak nagłą jak był smutek, poczynając o swem znużeniu, o obrzędzie, o wszystkim co mu towarzyszyło.
Każda z dziewcząt miała coś do powiedzenia, jakiś szczegół zabawny, jakieś spostrzeżenie, jakąś obawę... przebytą w ciągu uroczystości...
Jadwiga skarżyła się na ciężką swą koronę,