Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odebrała... a na koronacyę z małżonkiem czekać nie chcą.
W tem Bartosz przerwał.
— Głoszą niektórzy, iż jest wielu, co króla żadnego nie pragną, jak bajeczną Wandę, chcą ją mieć na zawsze dziewicą.
Semko w milczeniu poruszył ramionami, nastąpiło milczenie.
Noc w końcu nadeszła i książe sam z myślami pozostał.
W mieście nie było pokoju, i nocą lud podchmielony radością spać nie mógł.
Jak dzień wrzawa się wzmogła. Semko obudził. Ulicę wysypywano zielenią, kosaćcami wonnemi i jedliną. Chłopcy z koszykami, wozy z gałęźmi przeciągały.
Lud strojny był od brzasku. Co kto miał wdział najlepsze. Bogate mieszczki obwieszały się łańcuchy, oprawiły w klejnoty; otuliły w futerka kosztowne.
Przed oczyma przesuwały się kabaty, żupany, jubki, płaszcze z Chamety, barchanów, atłasów, jedwabiów, aksamitów, bawełny. Mieszczanie wyglądali jak panowie, parobcy jak panicze, dziewczęta jak władycze córki. A śmiało się to wszystko i radowało, jakby każdy coś zyskał z tej wielkiej bryły szczczęścia, która się toczyła...
Nagle na przedmieściach naprzód odezwały