Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stary po namyśle. — Bóg łaskaw, że zsyłając krzyże, ocalił wam życie, a dał doświadczenie. Niech będzie błogosławiony...
Po tym wstępie, stary podniósł nań wejrzenie.
— Co się przecierpiało, trzeba za to dziękować opatrzności — dodał — aleby czas było, abyś miłość wasza, o spokój swój na przyszłość postarać się chciała.
— Mój ojcze — rzekł zawiedziony temi czczemi słowy Semko — starać się bym rad, lecz poniżać się, żebrać nie mogę... Będzie co Bóg da, cześć trzeba ocalić.
Zakonnik myślał trochę.
— Spróbuj miłość wasza — rzekł — ja podam środek...
— Jaki? — zapytał zdziwiony książe... Antoniusz, jakby zmuszonym był każde ważyć słowo i bał się nazbyt powiedzieć wiele, stał zadumany znowu.
— Jaki? — powtórzył Semko.
— Dałem na to słowo, że imienia tego nie wyjawię, kto waszej miłości pomocnym być chce; dowiecie się go sami. Tyle tylko mi zlecono, abyście naznaczyli czas i miejsce, najlepiej kędy ku granicom Mazowsza, w pustem uroczysku, gdzieby dobrej woli a i mocy niemałej człowiek zjechał się z wami na rozmowę.
Dziwne trochę żądanie to, o którem Anto-