Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko zdawało się skończone, ale w. książe nie odpuszczał go od siebie. Raz otworzywszy się przed nim, potrzebował wynurzać; zaczął znowu na Witolda się uskarżać i wyliczać straty poniesione z jego powodu.
Semko mało co mówił. Zaczynało robić się późno, i korzystając z pierwszego zwrotu rozmowy, książe mazowiecki żalił się, iż mu tak pilno było powracać nazad, dla doniesienia Witoldowi, aby się on przygotował już do wspólnego wystąpienia przeciw Krzyżakom. Chwili nie było teraz do stracenia.
Skarżył się też, że własna sprawa jego na rozruchy wielkopolskie bacznym być kazała.
Jagiełło już był zawiadomiony o tem, co się w Polsce działo, a szczególnie w Wielkopolsce.
— Myślicie i wy tam pójść wojować? — zapytał. — Niemca Polacy podobno nie chcą?
Semko do starań o koronę nie myślał się przyznawać, tłumaczył się tem, że granic trzeba było pilnować.
— Pozwolicie mi więc — dodał w końcu — abym jutro wybrał się z powrotem.
Zawahał się nieco i popatrzał Jagiełło...
— Jutro? — Ja myślałem wziąć was na łowy z Wigundem. Wy takiego zwierza u siebie nie macie.
— Pilniejsze łowy czekają na mnie — rzekł Semko — a i ukazywać się tu mi nie godzi, gdyż