Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj! kamień! — zawołał — prawda, że kamień mam na piersi, ale nie oni mi go narzucili.
Zniżył głos. Ulina zbliżyła się, oczy w niego wlepiając, które się rosnąć ciekawością i niepokojem zdawały.
— Spotkałem tam u nich litewskiego księcia Witolda — rzekł cicho.
Dziewczę głową skinęło.
— Wiem, wiem — rzekło — mówili, że mu ojca zabito i poszedł do Niemców przeciw swoim.
— Tak — potwierdził Semko — poszedł ci do nich, ale z niemi wytrwać nie może. Tęskno mu do swoich, zaklął mnie na wszystko, abym na Litwę jechał do Jagiełły, zgodę mu z nim zrobić.
Dziewczyna słuchając brwi marszczyła i zawołała.
— Ty! na Litwę! ależ oni tobie teraz wrogami! Sam mówiłeś, zęby ostrzą tylko, aby wpaść do nas i pustoszyć.
— Nie będą mi wrogami gdy ich pogodzę — odparł Semko. — Jagiełło potrzebuje zgody, aby z niemcami wojował. Wdzięczen mi będzie. Dałem słowo, jechać muszę!
Ulina się za głowę pochwyciła i bystro spojrzała na stojącego Semka.
— Co nam babom takie sprawy sądzić? — odezwała się. — Ja nie wiem nic, ale strach mam wielki. Jechałeś do Niemców, drużyć się z niemi,