Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po drodze, tu i ówdzie na Szlązku przystając, rozpatrując się i badając.
Nim do Poznania dojechał, dochodziły zewsząd wieści, iż Domarat ustąpieniem Zygmunta i uchwałami wiślickiemi niezrażony, do walki zajadłej ze szlachtą, przeciw niemu zburzoną się gotował.
Gościńce tu już niebardzo były bezpieczne, a Bobrek unikając, aby go nie poturbowano, bardzo ostrożnie na przemiany się opowiadał jako rodowity Nałęcz, a drugim jako czystej krwi Grzymała. Miał zaś przezorności tyle, iż zawsze wprzódy nim się przyznał kim był, wywąchał z kim miał do czynienia.
Im bliżej Poznania, tem goręciej tu było. Ludzi snuło się orężnych mnóstwo, ślady krwawych utarczek widne były wszędzie, popalone dwory, opustoszone wioski, kupy włóczęgów niebezpieczne spotykał co chwila.
Pocichu wsunął się na zamek, który Domarat trzymał jeszcze, upatrując chwili, gdy się stawić będzie mógł.
Od znajomych sobie dworzan słyszał, że podrażniony był, gniewny, rozsrożony a przystęp do niego niebezpieczny. Zaszył się więc do kąta, przypatrując co się działo.
Posłańcy przybiegali i odjeżdżali co chwila. Grzymałów co było po wsiach i bezbronnych dworach, ciągnęło pod opiekę Domarata; niektórzy już poodzierani i pokaleczeni, ledwie z ży-