Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krew, której się dziecięciu tyle wylało, Ulinka na zawsze bladą i bez rumieńca pozostała.
Siostra ta mleczna, prosta chłopka, pozostawszy przy dworze, tak się ze swym bratem obchodziła, jakby on jej był rodzonym i śmiało, poufale, serdecznie, kochali się z sobą jak rodzeństwo...
Z początku, gdy dorastali, Błachowa zdawała się lękać bardzo, aby ta miłość, przy gorącej krwi Piastowskiej, w inną się nie przemieniła. Śledziła więc córkę i księcia, trwogę okazując niezmierną, nieustannie dziewczęciu dając nauki głośne i ciche, — przekonała się później, że Semko rozmiłować się w siostrze mlecznej nie myślał.
Stara jednak nie spuszczała ich z oka. Byli z sobą jak dawniej, niby brat i siostra rodzeni. Błachowa nawet, gdy Semko się nudził samotnością, czas nie był na łowy, a gości brakło, pozwalała córce po całych dniach i wieczorach siadać z kądziołką w komnacie księcia, prawić mu bajki, i śpiewać piosenki.
Sama zwykle z pacierzami tuż w drugiej izbie, zdala nasłuchiwała.
Semko z nikim nie rozgadywał się tak szczerze, szeroko jak z tą siostrą.
Rozumieli się dobrze. Zwykle ponury, milczący, a gwałtowny i surowy jak ojciec, młody książe dla niej był łagodnym. Mówiła mu otwarcie co chciała, łajała go czasem i wyśmiewała