Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ją od męża.. Trzeba starą przepędzić, zaraz będzie inaczej...
Bolesław słuchał nie dobrze rozumiejąc. Bertocha widząc, że go przekonać było trudno, tem mocniej zmagała się na dowody przeciw piastunce, że z niej wszystko zło było.
— Na co jej baba ta! Dosyć nas jest, obcych nie potrzebujemy...
Ostrożny książe, nic jej odpowiadając, dał się wygadać, i odprawił. Stary Lukierdę miłował bardzo, choć ona do niego śmiałości nie miała, obawiając się jak wszystkich.. Rozmyśliwszy się Bolesław sam poszedł do niej.
Rano było, księżna tylko co z Orchą wróciła z zamkowego kościoła. Dwoje dziewcząt stało u progu. Książe wszedł ciekawie przypatrując się piastunce, którą widział już wprzódy, nie bardzo zważając na nią. Teraz pomarszczona, stara, smutna twarz jej mocno w nim ciekawość budziła.
Bladość Lukierdy, która na widok wchodzącego drżeć zaczęła — uderzyła Bolesława.
— Dziecko moje, — rzekł przystępując ku niej, łagodnie — cóż wam tu u nas źle, że tak biało wyglądacie? prawda i z tem wam pięknie, ale ja bym rad widzieć u was na licu, rumieniec i wesele.
Wahała się z odpowiedzią Lukierda, gdy