Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyrzekł, iż choćby mu nazajutrz listy oddano, nie wyruszy aż pojutrze.
— Sanna się ściele — dodała śmiejąc się Bielecka — więc my kuligiem was odprowadzimy choć na Pragę do kaplicy loretańskiej, a tam pomodliwszy się ruszycie już w imię Boże.
Stawił się Lasota do kanclerskiego pałacu na godzinę naznaczoną. Tu czekał już na niego młody komornik Ossolińskiego. Listy były gotowe, które Płaza z poszanowaniem w jedwabną chustkę paradną kozacką zawinął i dobrze zanadrą umieścił.
Wręczono mu też złotych sto niedobrą monetą na Szlązku fałszowaną na drogę, za które pokłonić się musiał. Zaczem młodzieniec dobrej drogi życzył i z pałacu odprawił, winem uczęstowawszy.
Nie było już więc co czynić, tylko konia nanowo podkuć, sakwy związać, co potrzeba na drogę przysposobić przez ten dzień, a następnego, jak się rzekło, wyruszyć.
Ks. Stoczek dowiedziawszy się, że go Bieleccy z córką do kaplicy loretańskiej odprowadzać mieli, ofiarował się też tam znaleźć i litanię dla nich odśpiewać, na intencyę szczęśliwej podróży.
Dopiero teraz wobec tej nieuniknionej ko-