Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Król rękę do niego wyciągnął, zatrzymał podaną długo i cicho coś szeptać zaczął, poczem Kazanowski z powagą, krokiem powolnym wysunął się w milczeniu, pozdrowiwszy w progu Paca, który z kolei wszedł do sypialni.
— Mówiłem z nią — szepnął pocichu, opierając się na stole i pochylając do króla, na którego twarz wystąpił wyraz wesela i pobudzonej żywo ciekawości.
— Rozumie się — ciągnął dalej — iż dotąd tylko w mojem imieniu staram się rozpoznać charakter i usposobienie.
— Jakże ją sądzisz? — zamruczał król wpatrując się w niego bacznie.
— N. panie — począł szepcząc Pac — niełatwa to rzecz osądzić kobietę, którą się zna od niedawna. One się tak przedziwnie maskować umieją, że prawie zawsze pierwszemu wrażeniu nietylko wierzyć nie można, ale spodziewać się wręcz przeciwnej natury tej, którą one okazać się starają.
— Wiesz — przerwał król — jest to postrzeżenie, jak na takiego jak ty młodzika, trafne bardzo. To prawda, największe zalotnice starają się okazać skromnemi, a często skromne trochę zalotności przybierają.
Ale jakże ty ją znajdujesz?
Pac się zadumał trochę.