Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać wypocząć, a nazajutrz rano, po przekąsce ruszyć dalej.
Wahali się jeszcze spoglądając po sobie, gdy Skroba, który był na próg wyszedł, powrócił do izby z oznajmieniem, że wielki dwór jakiś nadciąga. Podróżni zamiast się przygotowywać do wyjazdu, poszli wyjrzeć na gościniec co to było.
Na ganku Zapiecka stał już Boruch, ale w czarnym długim chałacie i pasem podpasany, sposobiąc się zapraszać przejeżdżających, choć nie było prawdopodobnem, aby się tu takie wielkie państwo mogło zatrzymać.
Płaza, powracający od kresów, gdzie więcej żołnierza i włóczęgów niż pańskich dworów mógł widywać, stał zdziwiony, rękę trzymając nad oczyma, przyglądając się z ciekawością niezmierną zwolna zbliżającemu się orszakowi.
Tu w środku kraju nie był on żadną osobliwością, i Wijurski, nawykły do podobnych widoków, patrzał dosyć obojętnie, jakby tylko chciał poznać po barwie, kto to mógł być.
Łatwo się było domyśleć jednego z najwyższych dygnitarzy otaczających króla, bo dwór otaczający kolebki nadzwyczaj był liczny i strojny.
Jechało naprzód kilkunastu hajduków jednako ubranych i doskonale uzbrojonych, na koniach dzielnych; za nimi strojniejszy jeszcze koniuszy