Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z wymiany wejrzeń między niemi, obcy nawet mógł odgadnąć stosunek naprężony, przyjacielski z musu, w sercach pełen niechęci. Dönhoffowa nie mogła ani myślała o jabłku piękniejszéj się ubiegać, lecz walczyły o wpływ i znaczenie, o rolę w politycznych intrygach, w których obie były czynne.
Zmuszona oszczędzać Dönhoffową piękna Myrysieńka, podobną była czasami do rumaka gryzącego żelazne wędzidło.
Sobieski cicho stąpając zbliżył się do drzwi zawieszonych gobelinową portjerą, w których żona czekała na niego, z brwiami zmarszczonemi i zniecierpliwionym twarzy wyrazem. Szedł ku niéj przejęty cały, rozpromieniony, śląc jéj od ust całusy i byłby może przypadł przed bóstwem na kolana gdyby nie obawa ściągnięcia gniewu na siebie. Marysieńka niedała mu się zbliżyć do ust, wyrwała od ust białą rączkę i ściągnęła brwi.
— Zostawiłeś mnie samą na cały dzień, poczęła wcale się nie rozczulając widokiem męża, który ją zjadał oczyma, bawiłeś się gdzieś napróżno, zapominając ile tu czeka na ciebie.
Egypcjanka (szepnęła ciszéj) jest dziś tak wesołą i roztrzpiotaną iż ją posądzam że nam jakiegoś figla chyba spłatać musiała. Usta się jéj nie zamykają, a kąsa!
Widziałeś Wardeńskiego? przywiózł pieniędzy? ja niewiem. Elent, jak mi mówiono, samemi Boratynkami za dzierżawę wóz wyładował. Niepotrzeba ich przyjmować.
— Ale bóztwo ty moje — szepnął Jan — pieniędzy tak potrzebujemy, że bodaj boratynkami brać muszę.