Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z tą różnicą — szepnęła Hela że tamta, o wiele milszą być umiała gdy chciała.
Zadumany tém Michał zdawał się już rozmyślać o paryzkich sukniach, które chciał sprowadzić. Była to dla niego najważniejsza sprawa w téj chwili. Hela odgadywała z łatwością co go tak zaprzątało. Książe Michał rozrachowywał zapewne koszta tego odświeżenia swéj garderoby, gdy powolnym krokiem weszła księżna matka, a rulon zniknął w ręku księcia — który ją przyspieszył powitać z poszanowaniem.
Pomimo nadzwyczaj skromnego wdowiego, czarnego stroju — którego małżonka niegdyś sławnego Jeremiego niezrzucała — była to postać majestatycznéj powagi, a mimowolnie nakazująca poszanowanie. Na lekko pomarszczonem licu, wyrazistem, ale nie pięknem, leżał niezamącony niczem spokój chrześciański, chociaż boleść się przez niego przebijała. Siwe włosy otaczały oblicze zwiędłe, pełne jeszcze energji i życia.
Zobaczywszy syna, uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rękę, a pocałowała go w głowę.
— Helo kochana, rzekła — niewiem czy Michał jadł śniadanie. Młody jest i potrzebuje więcéj niż ja, a nawet więcéj niż ty, choć młodszą jesteś od niego, — jest mężczyzną, musi być czynnym.
Gdzież dziś? dodała pytająco.
Książe Michał zamyślił się nieco, jakby chciał sobie przypomnieć dnia program.
— Zawsze toż samo, rzekł, książę Prymas jest w mieście, mieszka u OO. Jezuitów, obok ś. Jana, muszę być u niego, potem tuż blizko wstąpię do Lubomirskich, a daléj — niewiem prawdziwie. Pociągną mnie zapewne z sobą.