Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chavagnac mi to tłumaczył, że do niczego więcéj obowiązanym nie jestem, oprócz że przeszkadzać nie będę — dodał książe Michał. — Jest to dla mnie rzecz nader łatwa, bo ani pomódz, ani zaszkodzić, gdybym chciał — niepotrafię.
Uśmiechnął się smutnie...
— Zresztą — rzekł po małym przestanku z twarzą, która się rozjaśniać zaczęła — maleńki ten przypływ do mojego szczupłego skarbca, jest bardzo pożądanym. Miałem wielką, wielką ochotę i potrzebę sprowadzić sobie ubranie z Paryża wprost... a było mi trudno... mam nawet zręczność...
— Wiem, że to słabość twoja — odezwała się cicho Hela — ale w twym wieku i przy stosunkach, ciągle zmuszających bywać w tym eleganckim świecie...
Książe Michał westchnął.
— Na cesarskim dworze nawykłem do tego — odezwał się... tłumacząc.
— A!! — odparła wesoło Hela — wiem od księżnéj, że od małego chłopięcia miałeś to upodobanie w wytwornych sukienkach i ładnych gałgankach... Co to za smutna rzecz, że wszystko tak drogie...
Książe Michał brał przedmiot rozmowy bardzo na serjo i dodał przejęty nim.
— A tu, u nas, w kraju, ani w Krakowie, ani w Warszawie sukni francuzkiéj, choćby podług najlepszego wzoru, nie potrafią tak uszyć, ażeby pochodzenia nie zdradzała. To co przychodzi z Paryża nosi na sobie takie piętno smaku i elegancji, że niepodobna się nie zachwycać — człowiek inaczéj wygląda w tym stroju...
Hela słuchała z oczyma smutnie jakoś spuszczonemi,