Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a jakie tam głosy przeciw Zamojskiemu słyszeć się dawały, powtarzać trudno.
Gdy nieprzyjaciele króla i Zamojskiego chcieli dla swej sprawy coś uczynić, nie mogliby jej lepiej usłużyć nad to, co dla niej sam kanclerz przez śmierć Samuelową uczynił.
Oto ciągle powtarzane „piwo polskie“ Zamojskiego, które miało rychło stać za wodę, robiło tymczasem w głowach jak w kadziach... a nie czuć było, aby się rychło wyburzyć mogło.
Chociaż panowie Zborowscy oprócz lamentów nie czynili nic, w Krakowie powstał taki tumult, taki murmur (wedle wyrażenia ówczesnego) przeciwko kanclerzowi, iż go inaczej nie zwano, jak „gwałtownik praw, tyran haniebny“.
Dla szlachty krakowskiej, która Zborowskich od kilku wieków przy tronie i na krzesłach senatorskich widywać była nawykła, Zamojski był homo novus. Wołano, że go król zaledwie ex stercore paupertatis wydźwignął.
Nie pomogło wspomnienie owego wspaniałego wesela, ani z królem pokrewieństwo.
Ktokolwiek nawinął się kanclerzowi na oczy, zataić mu tego nie mógł, że indignatio była powszechną i gwałtowną, jakiej nie pamiętano w Krakowie od ucieczki Henryka.
Po gospodach i browarach występowali oratorowie, cisnęła się szlachta, czytano skrypta, miotano pogróżkami.