Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odwodził. Uradzili tylko, gdyby na św. Jakób nie był tu już Samuel, aby mu znać dano, co się stanie z ich sprawą na konwokacyi.
Wszystkie te rozmowy, sprzeczki, które po świecie iść miały, dla ludzi tylko się układały, gdyż Samuel cale czem innem był zajęty. Lecz musiał tymczasem szpiegów kanclerskich w błąd wprowadzić i o to mu chodziło.
Przy stole więc i przy dworze szeroko o tem rozmawiano, aby lepiej Kraków ominąć, z panem żupnikiem w Wieliczce się rozmówić, do Spytkowic jechać niedaleko miasta, gdzieby się wszystko dało ku podróży przysposobić, a bodaj w Krakowie tylko koniom wytchnąć i zaraz jechać dalej, nie budząc licha...
Pan Samuel się niby upierał przy tem, aby koniecznie być w Krakowie, a tymczasem tu czekał wiadomości o kanclerzu, którego podróż postanowiona, niezupełnie tak się składała, jak przewidywano.
W Sandomierzu niewiele sprawiwszy, bo pewnego języka dostać nie mógł, a Boksicki coraz to inne, bałamutne przynosił powieści, wyjechał tymczasowo Samuel z Sandomierza do Połańca.
Wietrzono wszędzie ślady Zamojskiego, ale dzięki niewiernemu Boksickiemu, nic nie można było postanowić, bo wiadomości przychodziły sprzeczne.
W istocie zaś kanclerz był naówczas w Opa-