Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja na Niż, bo to już u mnie postanowione, a Krzychnikowi przypada w domu motać i gotować.
— Jakby było z kim — westchnął podczaszy — jam nie od tego. Choć jeszcze nie wiem sam, na czyją korzyść i stronę się przechylę i działać będę, ale to pewna, że spać się nie położę. Na cesarskim dworze jakom miał związki, tak je zachowałem, z moskiewskim począłem zmowy, ale przez posły wilk nie tyje... pisma posyłać niebezpiecznie, ludzi nie wiedzieć zkąd wziąć i do Moskwy się boję gorzej może niż do Turka. Sprawa nie łatwa. Teraz jeszcze to widmo Ościka stanęło na granicy i odstrasza.
— Czyż dlatego opuścić ręce? — począł Andrzej.
W czasie tej rozmowy żywo prowadzonej, Samuel, którego już poważniejsza jej treść nudzić poczynała, siadł nad kubkiem, pił i nucił sobie jakąś piosenkę. Znużonym był.
Krzysztof dopiero ożywiać się poczynał.
— Ja jestem dobrej myśli — mówił dalej — gdy nie dziś to jutro dobra nasza!! Choćby panowanie trwało jaki czas, a juści je i skrócić można (tu odkaszlnął znacząco), nic po niem nie pozostanie. Cudu tego nie dokaże Batory, aby potomka po sobie zostawił — to darmo. Po nim rakuszanin gotowy i nauczony rozumu, a my z nim.