Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
237
PIEŚŃ DZIEWIĄTA.

»Co za jedni? I zkąd tu morzem przybywacie?
Czy za kupią? czy szczęścia na morzu szukacie
Niby morskie łotrzyki co to słoną wodę,
Prują, sobie na zgubę, a drugim na szkodę?«
Tak rzekł olbrzym, a serce tłukło się nam z trwogi
Na ryk mowy, i widok postaci tej srogiej;
Przecieżem się na słowo zdobył:

— My Achiwi
Z pod Troi wracający — rzekłem — nieszczęśliwi!
Siłaśmy burz na wodzie doznali w przeprawie
Zbici z drogi — nie możem do dom trafić prawie —
Cóż robić! z woli Zewsa ten los nam przypada!
My z pod Agamemnona króla; on nam włada;
Pan wielkiej sławy; równej niema nikt na świecie:
Gdyż zdobył gród potężny; wyciął na pomiecie
Ludów tyle. My wszakże do stóp ci się kłonim
Błagając, byś nas przyjął, bo kędyż się schronim?
I opatrzył twych gości, jak obyczaj każe.
Bój się Bogów! nie odmów, gdy proszą nędzarze.
Zews mści się krzywdy gościa, skargę jego słyszy,
On podróżnemu w drodze zawsze towarzyszy!
Tak rzekłem: jędzon na to tę odpowiedź da mi:

»Głupiś, alboś zdaleka przyszedł, że Bogami
Chcesz mię straszyć i radzić, bym im cześć oddawał;
Kiklop nigdy na niebie pana nieuznawał,
Nigdy żadnych Bóstw świętych. My lepsi niż oni;
Strach przed Zewsem twej głowy pewno nieobroni,