Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obszary temi końmi, co fal depcą grzbiety —
By nawet imie zgasło z nim razem, niestety!«

Odrzekł jej na to Medon, ów keryx rostropny:
»Niewiem, czy Bóg go natchnął, czy sam był pochopny
Do jazdy, by się zwiedzić o Ojcu w Pylosie,
Znaleść go, lub o jego wiecznie zwątpić losie?«

To rzekłszy, w Odyssowe pospieszył mieszkanie.
Królowę smutek przygniótł, że niejest już w stanie
Ani usiąść na krzesłach — w izbie ich niemało —
Tylko upaść na progu na poły omdlałą,
I zawodzącą płaczem. Dokoła niej panny
Zbiegły się zewsząd, wszczęły lament nieustanny
Wszystkie, co w domu służą, młode i podżyłe.
A Penelopa rzekła, łkając:

»Panny miłe!
Wiecie wy, że mnie jedną w świecie z niewiast mnóstwa
Wybrały na ofiarę nieszczęść same bóstwa.
Naprzód stradałam męża; lew to był prawdziwy,
Każdą cnotą górował nad wszystkie Achiwy.
Teraz mi jedynaka wicher porwał z domu,
Bez sławy — i odjechał matkę pokryjomu.
Nieszczęsne! Czy mogłyście mieć serce ze skały
I niezbudzić mię ze snu, kiedyście wiedziały,
Że syn mój w noc odpływa na czarnym okręcie.
Gdybym była odgadła takie przedsięwzięcie,
Jego serce łzom matki by się nieoparło —
Zostałby — lub odjechał w domu mię umarłą.