Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wnetby nam było jadła i serca niestało;
Aż z bóstw jedno z tej cieśni nas wyratowało.
Była to Ejdothea, córka Proteusza
Władzcy mórz, którą widok nędzy mojej wzrusza.
Ona, gdym się raz odbił od mego narodu,
Co rozbiegł się po wyspie trapiony od głodu
Szukać jadła, lub ryby na wędę tam łowić —
Ona, zbliży się do mnie, by wdzięcznie pozdrowić
I rzekła: »Jestżeś dziecko, czy człek lekkomyślny,
Czy też leniuch już taki, aby na umyślny
Głód się skazać i niemódz rzucić wyspy nagiej,
Zanim twych ludzi reszta odbieży odwagi?«
Na to jam odpowiedział w tych słowach bogini:
»Jeśliś bóstwem, niech twoja mądrość mię niewini,
Bo tu z chęci niesiedzę, i pewniebym spieszył,
Gdybym był względem bogów coś tam nienagrzeszył.
Przeto mów; nieśmiertelnym tajnego nic niema —
Który Bóg na tej wyspie w uwięzi mię trzyma:
I w jaki sposób mógłbym odpłynąć do domu?«
Tom rzekł; ona pochwyci prędko: »Jeśli komu
Li tobie cudzoziemcze prawdę całą powiem:
Tu włada morski staruch nad onym ostrowiem
Proteusz, Bóg Egipski, co morskich wód łona
Zna wszystkie; najwierniejszy sługa Pozejdona.
Choć mym ojcem, rzecz skrytą o nim ci udzielę:
Dostań go w swoje ręce przez pewne fortele,
A on ci wskaże drogę, da środki niechybne,
Byś mógł doma powrócić przez te szlaki rybne.
Przytem wielkie u Zewsa ma on zachowanie;
Gdybyś chciał go zapytać, wywróżyć ci w stanie,