Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgała coraz silniej na ręce rezuna i strumieniem ciekła na podłogę. Wreszcie rzężenie i chrapanie cichło stopniowo, tylko powietrze poczęło świstać w przeciętej gardzieli, a nogi umierającego, drgając konwulsyjnie, kopały ziemię.
Azya wstał.
Oko jego padło teraz na bladą i słodką twarzyczkę Zosi Boskiej, która zdawała się zmarłą, bo zemdlona zwieszała się przez ramię podtrzymującego ją Lipka i — rzekł:
— Tę dziewkę zachowuję sobie, póki jej nie daruję lub nie przedam.
Poczem zwrócił się do Tatarów:
— A teraz, jeno pościg wróci, pójdziem na sułtańską ziemię.
Pościg wrócił we dwa dni później, ale z próżnemi rękoma. Więc poszedł Tuhay-beyowicz na sułtańską ziemię, z rozpaczą i wściekłością w sercu, zostawując po sobie szarą i niebieskawą kupę popiołów.






ROZDZIAŁ  XL.


Dziesięć do dwunastu mil ukraińskich oddzielało owe miasta, przez które przejeżdżała Basia z Chreptiowa do Raszkowa, czyli cała owa droga, dniestrzańskim szlakiem, wynosiła około trzydziestu. Prawda, że z noclegów wyruszano jeszcze po ciemku i nie zatrzymywano się aż późną nocą — jednakże cały pochód, wraz z popasem, mimo trudnych przepraw i przejazdów, odbył się w trzy dni. Ówcześni ludzie i ówczesne wojska nie czyniły zwykle pochodów tak szybkich, ale kto chciał lub musiał — mógł je czynić. Biorąc to na uwagę, Basia wyrachowała sobie, że odwrotna droga, droga do Chreptiowa, powinna jej zabrać jeszcze mniej czasu, zwłaszcza, że odbywała ją konno i że droga ta była ucieczką, w której ratunek od szybkości zależał.
Pierwszego jednak dnia pomiarkowała zaraz, że się łudzi, bo nie mogąc uciekać dniestrzańskim szlakiem, jeno kołując stepami, musiała nakładać ogromnie drogi. W dodatku mogła zbłądzić i było prawdopodobnem, że zbłądzi; mogła trafić na odtajałe rzeki, na nieprzebyte gąszcze leśne, na błota, zimą nawet nie zamarzające, na przeszkody od ludzi lub zwierza, więc chociaż i nocami zamierzała wciąż pędzić, mimo chęci, utwierdzała się w przekonaniu, że nawet, gdyby jej szło pomyślnie, Bóg wie kiedy stanie w Chreptiowie.
Udało jej się wyrwać z ramion Azyi, lecz co dalej będzie? Niewątpliwie wszystko było lepsze od tych ohydnych ramion, jednakże na myśl, co ją czeka, krew ścinała jej się lodem w żyłach.