Strona:PL Helena Staś - Moje koraliki.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 55 —

Ale jeno kilka miesięcy byli razem, bo ojca potłukła maszyna w fabryce — i umarł.
Tak sobie przypominając przeszłość, Marynka zaniosła się płaczem.
Modliła się ona wprawdzie i tu w Ameryce. Modliła się za tatusia w niebie i za chorą matkę na ziemi, ale gdy bieda coraz większa ich nawiedzała, Marynka zaczęła coś powątpiewać, a po głębokiem namyśle przyszła do przekonania, że tutaj pewno trzeba się modlić po angielsku, — polski pacierz może do Jezusa nie dochodzi, a ona jeszcze po angielsku nie umiała.
Potem bunt jakiś poczuła w duszy, bo przypomniała sobie jak sąsiadów dzieci tam w starym kraju w Swarzędzu — przychodziły do domu ze szkoły posiniaczone za to, że modliły się po polsku.
— Czemu to po polsku modlić się nie można? zafrasowało się dziecko. A po niejakiejś chwili namysłu powiedziało półgłosem:
— Pewno inne narody nie chcą wpuścić polski naród do nieba!...
Ale ona będzie się cisnąć do Dzieciątka Jezus, choćby za to rózgą dostała! i wielkim głosem — nawet przez łzy — będzie wołać do Niego po polsku!
Tak sobie rozumując o ludziach i niebie, Marynka — to przygryzała znaleziony chleb, to zanosiła się płaczem, to mówiła głośno “Ojcze nasz”.