Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś - Moje koraliki.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 43 —

Bronilibyśmy do ostatniego tchu — zadecydowali równocześnie.
Naprzykład gdyby to był skarb którym by można odbudować Polskę — zauważył więcej oczytany Zygmunt, — a nieprzyjaciel chciałby go nam wydrzeć.
— Niechby jeno tak ze mną zaczął — ale wiesz co? — s próbujemy, ja niby niosę skarb na odbudowanie Polski — a ty jako nieprzyjaciel będziesz mi go chciał odebrać. Jeżeli ci się uda — Polska straci dobrobyt, a jeżeli nie — Polska będzie wielką! — Próbujmy sił naprawdę.
Rozradowani z pomysłu — z figlarnym zachwytem spojrzeli sobie w oczy — i rozbiegli się.
Po chwili Władek wyszedł na ścieżkę prowadzącą do domu i oglądał się ostrożnie na wszystkie strony. Dochodził już do skraju gąszczu i nieomal że już wyszedł pomiędzy zboża, gdy Zygmunt zabiegł mu drogę i po krótkiej walce odebrał skarb. Puścił się żywo ku domowi, śmiejąc się na całe gardło.
Władek chwilę się namyślił i zapalił się naprawdę — raz ze wstydu, a powtóre choć to była gra, ale zabolało go aż w piersiach, bo przecież porażka jego miała oznaczać — Polski stratę.
Wskoczył w żyto, i nie dbając o łamiące się za nim kłosy, — co tam kłosy — o Polskę chodziło, — cichutko dogonił Zygmusia.