Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   112   —

— Najgorsze, proszę pana, że jedne pieniądze przepadły, drugie się wyczerpały, a teraz, ni pieniędzy, ni pracy.
— Aleś pan nabył doświadczenia, a za wszystko co zdobywamy musimy w taki lub owaki sposób płacić.
— Mnie tu w Chicago trudno się zorjentować: Tyle tu partji, przekonań, nienawiści, że nie wiem, w którą stronę się zwrócić. Tem co tu widzę jestem zniechęcony i rozgoryczony.
— Co pan chcesz? — rzekł na to bardzo poważnie Srebnicki — bębniąc palcami po stole; — Polacy jako naród posłanniczy muszą mieścić w sobie wszystkie wady i przymioty innych narodów. Więc tyle, ile jest złych i dobrych cech w narodach całej Europy, tyle znajduje się w Polakach.
Mówił to tak poważnie, że Romiński nie wiedział, czy brać to na serjo, czy też za żart. — Po chwili milczenia, spojrzawszy ciekawie na Srebnickiego — rzucił:
— A pan, czem jesteś wśród nich?
— Czem Polacy wśród innych narodów, tem ja wśród nich. — Śmieję się i błaznuję, gdy mię naprawdę serce boli, ukazując jątrzące rany — urągam im.
— Takie postępowanie jest obłudą! jest fałszem! — przerwał Romiński.