Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przed sobotą wieczorem nie zobaczę pani?
— Trudno.
Pożegnali się. Ona, wraz z Deifiną, poszła ku alei. On wsiadł do swego powozu i oddalił się przez via Gregoriana.
Przybył do Ferentino z kilkuminutowem opóźnieniem. Usprawiedliwił się. Helena była tam wraz z mężem.
Śniadanie podano w sali jasnej, wytapetowanej gobelinami z fabryki berberinijskiej, przedstawiającymi sceny groteskowe w stylu Piotra Loar. Wśród tego pięknego groteskowego Seicento zaczął błyskać i wybuchać ogień cudownych docinków. Umysły wszystkich trzech dam były rozweselone i ochocze. Barbarella Viti śmiała się swym silnym, męzkim śmiechem, odrzucając nieco wstecz piękną głowę efeba; a jej czarne oczy spotykały się i mięszały zbyt często z zielonymi oczami księżnej. Helena dowcipkowała ze szczególniejszą żywością; i wydała się Andrzejowi tak odległą, tak obcą, tak niedbałą, że prawie wątpił: — Czyż wczoraj wieczór był to tylko sen? — Ludwik Barbarisi i książę Ferentino wtórowali paniom. Markiz di Mount Edgcumbe trudził się w nudzeniu swojego młodego przyjaciela, pytając go o wiadomości co do najbliższych licytacyi i mówiąc mu o ogromnie rządkiem wydaniu powieści Apuleja Metarmorphoseon zdobyłem przezeń kilka dni przedtem, za tysiąc pięćset dwadzieścia lirów: — ROMA, 1469, in folio. Od czasu do czasu przerywał sobie, żeby śledzić jakiś ruch Barbarelli; i przez jego oczy przechodził wyraz maniaka, a przez jego wstrętne ręce osobliwe drżenie.
Rozdrażnienie, nuda i niecierpliwość doszły w Andrzeju do takiego stopnia, że nie był zdolen dłużej maskować ich.