Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wiedział już gdzie — w jakiejś galeryi, w jakiejś kaplicy.
Otóż jesteśmy.
— Nareszcie — rzekła księżna, gdyż powóz dotarł wreszcie do palazzo Fiano. — Zatem do widzenia. Spotkamy się dziś wieczór u Angelieri. Do widzenia panie Ugenta. Czy przyjdzie pan jutro do mnie na śniadanie? Zastanie pan także Helenę, Viti i mojego kuzyna.
— Godzina?
— Pół do pierwszej.
— Dobrze. Dziękuję.
Księżna wysiadła. Służący czekał rozkazu.
— Dokąd chce pan, żebym pana zawiozła — zapytała Helena Sperellego, który już usiadł obok niej na miejscu przyjaciółki.
Far, far away...
— Zatem do pańskiego domu?
I nie czekając innej odpowiedzi, rozkazała:
— Trinita de’Monti, palazzo Zuccari.
Służący zamknął drzwiczki. Powóz potoczył się kłusem, skręcił na via Frattina, zostawiając za sobą tłum, krzyki, hałasy.
— Ach, Heleno, po tak długim czasie... wybuchnął Andrzej, nachylając się, by spojrzeć na pożądaną, która skupiła się w cieniu, w głębi, jakgdyby unikająca zetknięcia.
W przejeździe światło pewnej wystawowej szyby przeniknęło ciemność; i ujrzał, że Helena blada uśmiechała się uwodnym uśmiechem.
Wciąż tak uśmiechając się, ściągnęła sobie ze szyi zwinnym ruchem długie boa z kuny i zarzuciła je naokoło jego szyi, niby lasso. Zdawała się robić to